sobota, 25 lutego 2017

Z ekranu pod pióro #16 - "Manchester by the Sea"

Manchester by the Sea
Źródło: Filmweb
Tytuł: Manchester by the Sea
Reżyseria: Kenneth Lonergan
Premiera: 2017
Gatunek: dramat


Do tego filmu przymierzałem się już od jakiegoś czasu. Miałem pójść na niego do toruńskiego Centrum Sztuki Współczesnej i w końcu nawet poszedłem - ale dopiero niedawno. Przy okazji poznałem nowe kino, z tych małych i klimatycznych. Nie jakaś wielka sieciówka z mnóstwem sal i przerobem kilku filmów na raz. Co prawda nie jestem jakimś koneserem, ale w sumie miło tak się oderwać na chwilę od wielkiego tłumu. Widzowie zupełnie innego typu, chociaż akurat miałem pecha trafić na rozgadane nauczycielki w wieku średnim - wiedziały gdzie kiedy przeginają strunę swoim przeszkadzaniem i przerywały niekulturalne zachowanie zanim ktokolwiek zdążył zareagować. :)

Lee otrzymuje informację o śmierci swojego brata, z którym był bardzo zżyty. Brat osierocił Patricka - bardzo popularnego nastolatka, który lubi swojego wujka. Lee w pewnym sensie zostaje przymuszony do opieki nad Patrickiem. Sam jednak nie wie czy da radę zwyciężyć z cieniami przeszłości, kładącymi się na jego skromnym życiu. Przed tą dwójką ludzi staje wiele wyzwań, którym muszą jakoś podołać po stracie ojca dla jednego, a brata dla drugiego.

Źródło: CSW Toruń
Jeśli szukacie filmu przygnębiającego, który nie jest mieszaniną tragedii i dobrego zakończenia wszystkich wątków, to idealnie trafiliście. W rzeczy samej "Manchester by the Sea" jest bardzo dobrym, przygnębiającym filmem, pokazującym niezbyt szczęśliwą historię. W cały obraz wplecione zostały dość rzeczywiste sytuacje, które w prawdziwym życiu mogłyby wystąpić. Nie ma więc wszędobylskiej poprawności politycznego i sztucznego smutku czy złości. Jest to dla mnie ogromny plus - te "przygnębienie" staje się bardziej wiarygodne i lepsze w odbiorze.

Sama przedstawiona historia jest również ciekawa. Pełna wydarzeń, które mogą się przydarzyć każdemu z nas. Tak naprawdę cały film może przedstawiać historię, którą każdy człowiek może kiedyś przeżywać, jeśli będzie miał pecha. Taką historię, lub podobną - tak naprawdę nie wiemy dokładnie ilu ludzi w tym momencie przeżywa coś na kształt opowieści, jaką serwuje "Manchester by the Sea". Prosta, smutna, ale interesująca.

Miło się ogląda grę Caseya Afflecka, który jest filmowym Lee Chandlerem. Naprawdę widać w nim tę niepewność i pewne skrzywienie, które pozostawiła po sobie przeszłość. Ta postać to zdecydowanie jedna z najmocniejszych stron filmu. Pokazuje wspaniale jak czasem ciężko jest sobie radzić z demonami przeszłości. Zwłaszcza w obliczu nowych wyzwań, które mogą je przywołać i postawić przed oczami jako żywy obraz swojej własnej historii.

Dwoma słowami - gorąco polecam. Świetny kawał kinematografii, w mojej opinii wart wszystkich nagród, które zdobył. Odchodzący od schematu i pokazujący coś innego niż dobrze kończące się dramaty. Uważam ten wypad do kina za doskonale spędzone dwie godziny. Byle więcej takich filmów, a człowiek będzie częściej chciał zjawiać się w kinie.

Łączna ocena: 9/10


0 komentarze:

Prześlij komentarz