niedziela, 25 czerwca 2017

"Po własnych śladach" - Mariusz Koperski

Źródło: Lubimyczytac
Autor: Mariusz Koperski
Tytuł: Po własnych śladach
Wydawnictwo: Astraia
Stron: 262
Data wydania: 20 czerwca 2017


Bardzo lubię kryminały i bardzo lubię czytać polskich autorów. Zwłaszcza tych, którzy dopiero stawiają swoje pierwsze kroki w świecie literatury. Mariusz Koperski i jego druga już książka "Po własnych śladach" pasują do wszystkich trzech kryteriów. Z wielką chęcią przystałem więc na propozycję Business & Culture i otrzymałem od nich tę właśnie powieść, której historia dzieje się w naszych pięknych, polskich Tatrach. Jak zwykle w przypadku nieznanych mi autorów nie było do końca wiadome czego się spodziewać. Okazało się całkiem nieźle. Nie idealnie, nie wspaniale, ale ogólnie w porządku.

Sławomir Derebas, komendant powiatowy policji w Zakopanem, wezwany został do wypadku, do którego doszło w trakcie śnieżycy. Jak się okazuje nie był to zwyczajny wypadek - policjant ma prawo przypuszczać, że doszło do morderstwa. Auto wjechało w góralską chałupę, jednak kierowca - lokalny biznesmen - nie wyglądał jakby jego obrażenia powstały jedynie na skutek zdarzenia. Jeszcze mniej przyjemnie robi się, gdy znika jeden z policjantów. Tymczasem wielkimi krokami zbliża się Sylwester, podczas którego siły porządkowe skupiają się na utrzymaniu ładu wśród krnąbrnych turystów.

Wspomniałem już w pierwszym akapicie, że w ogólnym rozrachunku książka wydaje się być po prostu w porządku. Jako kryminał - przeciętny, chociaż nie nudny. Jako książka - z elementami chaosu. Jako gatunek - zaplątało się trochę science-fiction. Jako cykl - z dużą dawką nawiązań do pierwszej części, czyli "Śmierci samobójcy". Z tym ostatnim miałem najwięcej problemów. W niektórych miejscach czułem się lekko zagubiony, kiedy wręcz oczekiwano ode mnie tego, żebym wiedział co się działo we wcześniejszej powieści. Ciężko również było zrozumieć pewne wątki i ich znaczenie, jak również zachowanie postaci. Absolutnie nie narzekam na to, tylko chciałbym zaznaczyć, że jednak lepiej jest sięgnąć najpierw po pierwszą część.

Historia, którą stworzył Mariusz Koperski jest ogólnie mówiąc "w porządku", ale brakuje jej ikry. Podejrzewam, że w całej tej opinii ujrzycie wiele razy to określenie - "w porządku" - bo ciężko mi określić ją inaczej. Wiele elementów jest przeciętnych, chociaż wcale nie znaczy to, że są złe. Po prostu nie są nadzwyczajne. Osobiście nie znalazłem żadnego aspektu, nad którym mógłbym się pochylić i stwierdzić "wow! to jest dobre!". Po prostu jest spoko. Wszystko. Chociaż niestety kilka mankamentów warto przedstawić, żeby wszyscy mogli się na nie przygotować. Nie są one rażące, czy przysłaniające całą powieść autora. Po prostu są. Znowu - niby są, ale nie są jakieś ogromne, a mimo, że się pojawiają, to cała reszta jest "w porządku".

W wielu miejscach panuje spory chaos. Niby po chwili można dojść do tego, co autor miała na myśli, jednak rozpoczynając niektóre fragmenty, czytelnik powinien być przygotowany na niewielkie skołowanie. Zwłaszcza podczas mieszania wydarzeń na osi czasu. Cała historia rozgrywa się na przestrzeni około dziesięciu dni. W jednym momencie opowiadane są wydarzenia z piątego dnia, następnie bez ostrzeżenia z drugiego, a w kolejnym akapicie z ósmego. No można się zagubić, oj można. Do tego część scen wydaje się pędzić na złamanie karku. Wspomnieć również warto o całym wątku, który został nagle zakończony na raptem paru stronach. A wątek z tych, o których całe książki pisać można. Za szybko, zbyt gwałtownie, bez sensownego planu.

Ciekawostką, którą mi osobiście ciężko sklasyfikować jako pozytywną lub negatywną, jest zagnieżdżenie w książce elementów science-fiction. Być może dla kogoś będzie to wręcz koronny argument za sięgnięciem po tę pozycję! Przez jakieś pół książki krzywiłem się na podejście autora do elementów IT zawartych w "Po własnych śladach". Tak się składa, że z branżą IT jestem związany zawodowo, więc ciężko mi było patrzeć na sypanie ogólnikami jak i dialogi o branży umiejscowione w książce. Wszak nazywanie developerów "informatykami" przez cały czas (nie tylko przez postacie nietechniczne, ale również przez narratora) świadczyć może o kompletny nieprzygotowaniu do tej tematyki. Jeśli jest coś, na co się krzywo patrzą przedstawiciele każdego zawodu w IT, począwszy od helpdeskowców, poprzez administratorów systemów, sieciowców, programistów, a wchodząc też na serwisantów czy architektów, jest nazywanie wszystkich po prostu "informatykami".

Okazuje się jednak, że autor miał w planach coś większego, co wykracza poza aktualne możliwości technologiczne. Wykroczył sporo w przyszłość, tworząc zupełnie nową technologię. Powiedzmy więc, że można puścić mimo oczu te niezbyt profesjonalne podejście do tematu, chociaż z drugiej strony aż by się prosiło o zrobienie głębszego researchu, w jaki sposób taka technologia mogłaby powstać. Jakie siły wstępnie by trzeba było do tego zaprząc, jakich specjalistów oraz jaką technologię należałoby wykorzystać, żeby w ogóle rozpocząć próby. Swoją drogą firma tworząca tak rewolucyjne rzeczy jakie zostały opisane w książce, która składałaby się z niecałej dziesiątki inżynierów, szefa i jednego handlowca... Wow. Naprawdę odważne posunięcie.

Na szczególną uwagę zasługuje również sama... książka. Fizyczna, z kartkami, okładką etc. Po raz kolejny wydawnictwo, które do tej pory było mi kompletnie nieznane, wydało powieść lepiej niż wiele ogromnych molochów, których nazwy zna chyba każdy zapalony czytelnik. Dobra jakość papieru, dobra jakość druku - wyraźny font, odpowiedniej wielkości. Okładka z pełnymi skrzydełkami, również wyglądająca porządnie. Ogromny plus dla wydawnictwa "Astraia"! Żeby wszystkie wydawnictwa brały przykład z "Astrai" (mam nadzieję, że dobrze odmieniłem) oraz "ARW Vectra", to świat książek byłby na pewno o wiele piękniejszy, choćby wizualnie.

Reasumując nie jest to zła książka, przedstawia fajną historię, chociaż czegoś mi w niej brakuje. Jeśli autor powalczy z lekkim chaosem, który wdziera się w ciąg fabularny, to na pewno kolejne książki będą o wiele lepsze. Przydałoby się również lepsze przygotowanie do wątków, w których autor nie czuje się zbyt silnie. Przynajmniej sam dopiero zauważyłem, jakie naprawdę ważne jest przeprowadzenie researchu i przeprowadzenie konsultacji ze specjalistami z danego tematu. W każdym razie mam nadzieję, że "Po własnych śladach" nie będzie ostatnią pozycją Mariusza Koperskiego. Mam trochę uwag, co widać w tekście powyżej, ale nie ma wśród nich rzeczy, których nie dałoby się poprawić. A potencjał jest.

Łączna ocena: 6/10



Za możliwość przeczytania dziękuję:


0 komentarze:

Prześlij komentarz