czwartek, 17 sierpnia 2017

[PREMIERA] "Felicia zaginęła" - Jørn Lier Horst

"Felicia zaginęła" - Jørn Lier Horst
Źródło: Lubimy Czytać
Autor: Jørn Lier Horst
Tytuł: Felicia zaginęła
Wydawnictwo: Smak Słowa
Tłumaczenie: Milena Skoczko
Stron: 354
Data wydania: 16 sierpnia 2017


Swoją przygodę z norweskim pisarzem, którego książkę właśnie skończyłem czytać, zacząłem dzięki uprzejmości Business & Culture. Tak po prawdzie to bezpośrednio zawdzięczam to Oli z bloga Aleksandrowe Myśli, która razem z wygraną książką (zamienioną zresztą na "Kobiety z bloku 10", którą bardzo chciałem przeczytać!) wysłała mi pocztówkę. Uprawniała ona do odebrania "Poza sezonem" - pierwszej powieści tego autora, z którą miałem do czynienia. Aktualnie mam za sobą pięć książek, które napisał Jørn Lier Horst, a muszę jeszcze kilka nadrobić. "Felicia zaginęła" to druga w kolejności napisana przez niego książka i jednocześnie ósma wydana w Polsce. Chyba zdecydowanie lubię tego autora.

Zaginięcia bardzo często kończą w archiwum akt, gdzieś na półce wśród nierozwiązanych spraw. Wiliam Wisting doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego robi co może, aby nie doprowadzić do przedawnienia się sprawy, w której odnaleziono ciało zaginionej. Nie jest to jednak łatwe wśród ogromnej siatki kłamstw oraz niefortunnych wydarzeń, w której komisarz musi odnaleźć drogę. Jedyną drogę prowadzącą do mordercy, który cały czas ma nadzieję na pozostanie w ukryciu.

Już w opinii o debiucie tego pisarza ("Kluczowy świadek") wspominałem, że zestawienie wszystkich wydanych do tej pory książek Horsta pokazuje, iż autor potrafi utrzymać poziom swoich powieści. Tak też jest w przypadku drugiego tomu cyklu przygód komisarza Williama Wistinga. "Felicia zaginęła" ma jednak w mojej opinii parę minusów w porównaniu do reszty przeczytanych przeze mnie książek, które napisał Jørn Lier Horst. Nie wygląda mi to jednak na chwilowy spadek formy, tylko bardziej na lekkie powinięcie nogi. Oprócz tego oczywiście widzę sporo plusów, w tym między innymi charakterystyczny dla tego pisarza motyw kołowrota - tak miesza w tropach, że czytelnik może się poczuć jak w kołowrocie.

Nieco za szybko w mojej opinii padły podejrzenia w stosunku do zwłok. Nie chciałbym się nad tym rozwodzić, ani tym bardziej wskazywać o co mi dokładnie chodzi, żeby zbyt dużo nie zdradzić. Sam jednak fakt, że zwłoki się ogólnie pojawiają jest oczywisty - wspomina o tym nawet blurb. Przyzwyczajony jestem do dość skrupulatnego podejścia do identyfikacji ciała, tym razem jednak odniosłem wrażenie, że policjanci zbyt szybko "doszli" do tego, jakie nazwisko dopasować do zwłok. Za mało drobiazgowości, za duży pośpiech. Również zbyt szybko porzucali niektóre tropy - tak jakby jedna tylko niepotwierdzona niczym wątpliwość mogła spowodować całkowite odrzucenie teorii. Do tego teorii, która miała dość twarde podstawy.

"- Nigdy nie interesowałem się plotkami - odparł.- A ja myślałem, że dziennikarze właśnie z nich żyją - wyrwało mu się."

Autor mimo to stworzył bardzo ciekawą historię, która potrafi człowieka wciągnąć i lekko nim potrząsnąć, głównie ze względu na mnóstwo wątków. Czuć pewne wahania, czasem nie do końca można zrozumieć zachowanie śledczych, jednak w ogólnym rozrachunku książka okazuje się być wartościową pozycją. Zdecydowanie nie zaliczyłbym jej do samej śmietanki kryminałów, jednak jeśli ktoś lubi przyjemne i dość skomplikowane sprawy to będzie potrafił czerpać przyjemność z lektury. Zwłaszcza podczas próby samodzielnego rozwikłania zagadki i dojścia do tego, kto jaką rolę odegrał w opisywanych wydarzeniach.

Na plus należy podkreślenie, że tego typu sprawy nie są wcale codziennością w niewielkim, norweskim miasteczku. Nadaje to sporo wiarygodności całej historii i nie tworzy złudnego obrazu rodem z Sandomierza na planie "Ojca Mateusza". Jednocześnie autor zwraca szczególną uwagę na problem samych zaginięć w Norwegii, podając nawet konkretne liczby, które można odnaleźć w policyjnych statystykach. Nie wpływa może to w żaden konkretny sposób na samą opowieść, jednak może mieć pewien dodatkowy aspekt psychologiczny.

Podsumowując jest to całkiem dobry kryminał, który - choć nieco słabszy - utrzymuje się mniej więcej na poziomie twórczości Horsta. Na pewno zauważycie istotne różnice pomiędzy tym tomem, a późniejszymi powieściami tego autora, jednak w mojej opinii można je prawie zrównać. Nie widzę w każdym razie tak ogromnych przepaści jak w przypadku Jo Nesbø, którego późniejsze książki są o niebo bardziej dopracowane niż pierwsze powieści. "Felicia zaginęła" jest pozycją, którą mogę śmiało polecić i zagwarantować, że nudzić się zdecydowanie nie powinniście. Zwłaszcza, jeśli lubicie dać się po prostu prowadzić samej historii.

Łączna ocena: 7/10



Za możliwość przeczytania dziękuję:



Cykl "William Wisting"

0 komentarze:

Prześlij komentarz