poniedziałek, 2 lutego 2015

"Odrobina fałszerstwa" - Marta Obuch

"Odrobina fałszerstwa" - Marta Obuch
Źródło: Lubimyczytac.pl
Autor: Marta Obuch
Tytuł: Odrobina fałszerstwa
Wydawnictwo: MUZA
Stron: 288
Data wydania: luty 2008


Z książką Marty Obuch spotkałem się po raz pierwszy. Widziałem wiele pochlebnych jej twórczości opinii, dlatego mniej więcej wiedziałem czego oczekiwać. Przejrzałem także kilka recenzji "Odrobiny fałszerstwa" i jeszcze bardziej sprecyzowałem swoje oczekiwania. Podszedłem do powieści jednak z pewnym dystansem, gdyż jest to tak naprawdę pierwszy "czysty" kryminał, jaki czytałem, który na dodatek nie bazuje na morderstwie. Do książek związanych ściśle z takimi zbrodniami, jak i zawierających dość brutalne opisy trzeba podejść nieco inaczej, niż do kradzieży, oszust czy fałszerstw. Dlatego też wziąłem na to poprawkę i w ogólnym rozrachunku nie wyszło tragicznie.

Jola pracuje w Śląskim Domu Aukcyjnym, który zajmuje się sprzedażą dzieł sztuki. Jej szef postanawia otworzyć własny sklep z antykami i zatrudnia w tym celu młodego, umięśnionego blondyna o wyglądzie wikingów, który dotychczas pracował we wrocławskim muzeum. Od tego momentu wiele zaczyna się dziać w życiu Joli - zarówno służbowym jak i prywatnym - a wszystko wskazuje na to, że bohaterka niebawem otrze się bardzo mocno o policję.


Jak wspomniałem, w książce tej nie ma wstępniaka, który opiewałby w krew, zwłoki ewentualnie makabreskę. Jest tutaj przestępstwo, jednak nieco innego kalibru. Nie byłoby w tym nic złego - w końcu fałszerstwo to także ciekawy motyw - gdyby nie fakt, że już na pierwszych 50 stronach wiadomo jak wyglądać będzie końcówka. Nie chodzi o to, że autorka nie umie poprowadzić intrygi, przez co czytelnik z łatwością się domyśli o co chodzi, kto jest winny, kto jest w ogóle kim i tak dalej. Jest dużo gorzej - Marta Obuch w wielu miejscach bezpośrednio opisuje zakończenie. Nakreśla nie tyle ogólniki, co szczegóły, zdradzając wszystko, co tylko jest potrzebne do określenia "zbrodniarza" oraz ról poszczególnych osób. Od tego momentu książkę tę będę opisywał pod kątem obyczajówki, gdyż dokładnie tym się staje po usunięciu przez samą autorkę motywów kryminalnych.
Jeśli przymknąć oko na tę "zbrodnię", jakiej dokonała autorka, książka sama w sobie wychodzi na plus. Jest to zgrabnie napisana historia o dwójce ludzi, którzy rzuceni sobie naprzeciw w zupełnie niesprzyjających warunkach starają się dojść do porozumienia pomiędzy sobą a własną pracą. Bardzo zmyślnie dopracowany jest wątek "feministyczny", który nie tylko pokazuje, że nawet najbardziej zatwardziałą feministka jest niczym bez mężczyzny, ale z drugiej strony wagi przeciwstawia męskiego faceta ulegającemu kobiecie. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się takich wątków w kryminale, ale muszę przyznać, że autorka wprowadzając je do książki wykonała dużo dobrego - nadała powieści sens zaraz po tym, jak go zabrała zdradzając szczegóły historii kryminalnej.

Trochę gorzej jest z zarysem samych postaci. Jola to osoba, która nie wie czego chce, pełna sprzeczności, niedopracowana, zmieniająca co chwilę zdanie, kompletnie niekonsekwentna. Można by się zaśmiać, że "w końcu takie są kobiety!" - niestety nie tędy droga. Postać ta nie wydaje się specjalnie w ten sposób ucharakteryzowana, według mnie jest to raczej próba zrobienia z Joli kobiety uniwersalnej, jednocześnie wojowniczej, niezależnej Xeny wojowniczej księżniczki oraz femme fatale XXI wieku. Bardzo kiepskie połączenie. Co innego Alunia, oddana żona malarza Filipa. Tutaj Marta Obuch z konsekwencją rysuje ją jako kompletnie zaślepioną przywiązaniem do męża kurę domową bojącą się pisnąć choćby słówko sprzeciwu, pracującą jak robot. Pozostałe, występujące w historii postacie są w różnym stopniu dopracowane - niektóre są niewyraźne, za to inne porażają swoim charakterem. 

Jakby zebrać to wszystko do kupy i stworzyć jedną, ogólną opinię to można powiedzieć, że stało się szczęście w nieszczęściu. Autorce udało się uratować zepsutą książkę dużą ilością wątków obyczajowych, przedstawiających realne życie. Nie licząc kilku motywów rodem z amerykańskich, przesłodzonych romansów, są one bardzo konkretne, żywe i dają do myślenia. Niestety zepsucie wątku kryminalnego ostro obniża ocenę - w końcu miał to być w głównej mierze kryminał.

Łączna ocena: 6/10

11 komentarzy:

  1. Nie przepadam za takimi powieściami. Nazywam je kryminałami na wesoło, bo kryminału w nich jak na lekarstwo, a na pierwszy plan zazwyczaj wysuwają się perypetie zwariowanej, szalonej bohaterki, która ma być zabawną trzpiotką. Takie historie do mnie nie przemawiają, więc będę trzymać się z daleka od tej powieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co fakt to fakt, lepiej bym tego nie ujął. Też nie przepadam za takimi powieściami, chociaż raz na jakiś czas lubię sobie taką machnąć - miła odskocznia od ciągłych morderstw, poćwiartowanych ciał i intryg. :)

      Usuń
    2. Racja, czasami też robię sobie takie wycieczki literackie, ale zazwyczaj później z ulgą wracam do ćwiartowania ciał i skomplikowanych intryg :)

      Usuń
  2. Chyba też nie sięgnę po "Odrobinę fałszerstwa". Gdy autorka za bardzo zaczyna pogrążać się w obyczajowych wątkach, zapomina o głównej intrydze. Kryminał to ma być kryminał, i poćwiartowane ciała właśnie dają ten specyficzny klimat :)
    Pozdrawiam, Mz.Hyde

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obyczajówki też są spoko, ale w rzeczy samej kryminał to ma być kryminał. Obyczajówka to ma być obyczajówka. Tutaj paradoksem jest właśnie to, że te wątki obyczajowe uratowały tę książkę. :)

      Usuń
  3. Ostatnio głośno o tej autorce i muszę w końcu poznać jej prozę. Oby tylko nie była zbytnio przesłodzona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj akurat na szczęście przesłodzenia jako takiego nie ma, było tylko kilka momentów, w których brakło tylko amerykańskiej flagi, jednak ogólnie spoko. Gdyby było choć trochę za słodko to sam bym krzyczał, wrzeszczał ile się tylko da. :)

      Usuń
  4. Nie słyszałam jeszcze o tej autorce, chętnie sięgnę, jednak troche zastanawia mnie "kilka motywów rodem z amerykańskich przesłodzonych romansów". Ciekawi mnie czy nie ma przez to mocnego zgrzytu..
    Pozdrawiam;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście da się na nie przymknąć oko, nie sprawiają wielkich problemów tylko bardziej w umyśle pojawia się myśl "no tak, musiało się to pojawić..." :)

      Usuń
  5. Nie słyszałam jeszcze o tej autorce, chętnie sięgnę, jednak troche zastanawia mnie "kilka motywów rodem z amerykańskich przesłodzonych romansów". Ciekawi mnie czy nie ma przez to mocnego zgrzytu..
    Pozdrawiam;]

    OdpowiedzUsuń
  6. Kryminały do mnie nie przemawiają, wolę spokojniejsze pozycje ;)

    OdpowiedzUsuń